środa, 10 czerwca 2015

Książka - rozdział 1

Dawno temu wpadłyśmy na cudowny pomysł z przyjaciółką. "Jak z motyką na słońce", to chyba odpowiednie określenie. Ale pozostało coś z naszej twórczości, może będziemy kontynuować, zobaczcie sami, oceńcie, to na prawdę ważne. Będziemy wiedzieć czy warto :D.



1.
-Zaczekaj! - krzyknęła Amy.
-Na co? Aż nas wszystkich zabije? Nie ma mowy! - odparł Thomas, przyrodni brat dziewczyny- mam już go dosyć. Nie widzisz, że on nam rujnuje życie?
-Amy, on ma rację. Wasz ojciec się nie zmieni.- powiedziała Tina.
-Jak możesz tak mówić, każdemu należy się szansa.
-Rozmawialiśmy już o tym, wyjeżdżamy! - krzyknęła Tina, tracąc cierpliwość - pakuj swoje rzeczy natychmiast!
Dziewczyna nie wiedziała co powiedzieć. Pierwszy raz słyszała, żeby jej macocha podniosła glos. Wzięła więc na ramię torebkę i zapakowała torbę podróżną do bagażnika samochodu. Jej brat James właśnie wyszedł z domu. Spojrzał pytająco na siostrę, widząc łzy w jej oczach.
-James wsiadaj już, za pół godziny musimy być na lotnisku. – krzyknęła Tina, kierując się w stronę samochodu.
-Już idę. - odpowiedział chłopak.
James siedział obok swojej siostry z tyłu samochodu. Kiedy ich macocha zatrzymała się na skrzyżowaniu, zapytał:
-Co się stało, dlaczego płakałaś?
-Po prostu nie chcę wyjeżdżać, tata nie jest taki zły. To nie jego wina, że mama umarła.
-Ale on zaczął pić.- wtrąciła się Tina.
-Może macie rację, ale czy to powód, żeby go zostawiać?
-Amy, zrozum tak będzie lepiej.- powiedział James i przytulił siostrę.
   Dziewczyna bardzo lubiła obecność brata. Gdy była młodsza, często przychodziła do jego pokoju, kiedy śniła jej się mama. Bardzo za nią tęskniła. James zawsze pozwalał jej zostawać na noc. Rankiem tato zaglądał do pokoju. Na jego twarzy pojawiał się uśmiech, gdy widział przytulone do siebie dzieci. Nie chcąc ich wcześnie budzić, przygotowywał śniadanie i wychodził do pracy.           
  Było im ciężko, mieli dosyć pieniędzy, żeby mieszkać w luksusowym domku w Chicago, jednak życie bez matki bardzo im doskwierało. Ojciec nie zastąpi matki, nie wytłumaczy wszystkiego tak jak to robi mama. Dzieci starały się pomagać, jak tylko umiały najlepiej. Osiem lat po śmierci Marty Billy poznał Tinę, rozwódkę. Amy i James bardzo szybko ją zaakceptowali. Wkrótce zamieszkali razem i wzięli skromny ślub. Tina zaszła w ciążę, dzieci bardzo ucieszyły się na wieść o dziecku. Wspólnie wybrali imię.
 Po pewnym czasie Billy wpadł w nałóg, zaczął pić, zwolniono go z pracy. Tina pracowała na całą rodzinę. Starała się pomóc mężowi, wysłała go na leczenie. Bill wrócił do pracy, jednak znów zaczął pić. Z każdym dniem małe sprzeczki przeradzały się w wielkie kłótnie, bił dzieci i żonę. W końcu Tina zdecydowała się na rozmowę z dziećmi, postanowili, że wyjadą, może to zmieni ich ojca.
*
 -Dzieci, tu macie bilety.- powiedziała Tina, wręczając im trzy koperty. – Idźcie do odprawy, ja zaraz do was dołączę. Muszę wykonać ważny telefon.
- Dzwonisz do taty? – zapytała Amy.
- Nie. Idźcie już.
Gdy Tina odwróciła się i odeszła w stronę telefonów, Amy spojrzała na brata.
- Co znowu? – zapytał James.
- Nic, ja tylko....
James zatrzymał się i przytulił siostrę.
- Zobaczysz, wszystko będzie dobrze, tata stanie na nogi i wrócimy.
- Mam taką nadzieję –Amy pociągnęła nosem.
- Nie maż się, co by powiedziały koleżanki.- James uśmiechnął się do siostry.- No chodź, Tina już wraca.
- Do kogo dzwoniłaś?- zapytał Thomas, gdy dołączyła do nich kobieta.
- Musiałam zamówić hotel dla naszej czwórki.
 - Gdzie?
- Na razie w Las Vegas.
- Las Vegas? – omal nie wykrzyknął James.
- Zatrzymamy się tam na parę dni, mam znajomych, którzy znajdą nam jakiś domek, gdzie moglibyśmy mieszkać.
- Las Vegas...- powtórzył chłopak uśmiechając się do siebie.
- Z czego się tak cieszysz, duże miasto z wielkimi kasynami, grubymi facetami z cygaro grającymi w pokera. – burknęła Amy.
- Oj przestań Amy, tam jest super.
- Może dla ciebie.
- Przestańcie się kłócić. – uspokoiła dzieci Tina.
- Przecież my się nie kłócimy. Prawda Amy? – zapytał James, klepiąc siostrę po ramieniu.
- Oczywiście, że nie, my tylko wymieniamy poglądy. – Amy uśmiechnęła się fałszywie do Tiny, spuszczając wzrok.
- I tak trzymać dzieci, chcę żeby ta podróż minęła bez żadnych sprzeczek, jasne?
- Tak jest. – zasalutował James.
- Nie wygłupiaj się, głupku.
- Jak mnie nazwałaś? – brat zmierzył siostrę wzrokiem.
- GŁUPEK! Przeliterować?
- Pożałujesz tego.
- Dzieci! – krzyknęła Tina, zwracając uwagę ludzi czekających na odprawę. – Co ja mówiłam? Żadnych sprzeczek. Ludzie patrzą.
- Przepraszam.- powiedziała Amy.– Nie moja wina, że mam takiego brata.
- Przyjmuję przeprosiny, ale to chyba nie mnie powinnaś przepraszać.
Amy niechętnie wyciągnęła rękę do brata. James uścisnął ją i wyciągnął bilet, ponieważ zbliżała się ich kolei.
- Amy? – Tina spojrzała na pasierbicę.
- Tak?
- Jak się czujesz?
- Dobrze, dziękuję. Ile potrwa lot?
- Około trzech godzin. – uśmiechnęła się Tina. – Może zdążycie się zdrzemnąć?
- Wątpię, żebym umiała zasnąć, martwię się o tatę.
- Nie przejmuj się, poradzi sobie bez nas. Musimy dać sobie czas.
- Może macie rację.
- Nie rozmawiajmy o nim, dobrze?
- Ok. James, mogę usiąść obok ciebie?
- Oczywiście siostrzyczko.
Dzieci rozsiadły się w swoich fotelach w klasie biznesowej, czekał ich krótki lot, który miał zmienić ich życie na lepsze. Były zadowolone, szczególnie James. Mógł przyglądać się zgrabnym stewardesom. Oczywiście spotykał się ze wzrokiem Tiny niezadowolonej z tego zajęcia. Amy wyglądała przez okno. Leciała samolotem tylko raz, gdy była mała. Bała się przyznać starszemu bratu, śmiałby się. Pilot przez głośnik poprosił o zapięcie pasów. Stewardesy pomagały osobom, które miały z tym kłopot. James wykorzystał sytuację.
- Przepraszam, mogłaby mi pani pomóc, nie chce się zapiąć.
- Już panu pomagam. – odpowiedziała szczupła, wysoka, stewardesa.
James uśmiechnął się zalotnie, jednak dziewczyna nie zwróciła na niego uwagi. Zapięła pas i odchodząc powiedziała:
- Po starcie, gdy będzie można odpiąć pasy, podamy napoje.
- W takim razie poproszę o kakao dla naszej trójki. – uśmiechnął się James.
- Ja poproszę wodę. – wtrąciła Tina.
Gdy stewardesa odeszła, macocha dźgnęła chłopaka pod żebrami.
- Za co? – krzyknął James.
- Myślisz, że nie widzę, jak się ślinisz na jej widok? – odpowiedziała spokojnie.
- Przesadzasz, tylko poprosiłem o pomoc, czy to źle?
- Dobrze wiesz, o co mi chodzi, robisz maślane oczy, ona jest pewnie dziesięć lat od ciebie starsza.
- Oj, daj spokój, tylko się uśmiechnąłem.
- Dobrze, dobrze. – zaśmiała się drwiąco Tina. – Amy? Dobrze się czujesz?
Amy odwróciła głowę w stronę kobiety.
- Wszystko w porządku.
- Przecież jesteś blada, lepiej trzymaj torebkę w ręce, tak na wszelki wypadek.
- Siostra, wszystko będzie dobrze, przecież nie jest to twój pierwszy lot, zobaczysz za parę godzin będziemy na miejscu.
Amy nie spodziewała się takiej reakcji brata. Wzięła do ręki torbę, przeznaczoną dla pasażerów o słabych nerwach. Spojrzała na brata. Bardzo przypominał jej ojca, był wysokim, przystojnym blondynem o niebieskich oczach. Oczy odziedziczył po mamie, miały błękitny kolor czystego morza. Zęby białe jak z reklamy pasty do zębów. Cudownie kontrastowały z czerwonymi wąskimi ustami. Siostra często naśmiewała się z jego nosa, który po złamaniu był lekko zakrzywiony. Jednak wiele koleżanek Amy podkochiwało się w nim.
 Głos pilota wyrwał dziewczynę z rozmyślań, który ogłosił, że znajdują się już na wysokości przelotowej i można odpiąć pasy. Zdziwiona tym  komunikatem dziewczyna, zastosowała się do polecenia pilota. Po chwili otrzymała kakao od stewardesy. Tym razem jednak James nawet nie uśmiechnął się dziękując za napój.
- James, co chciałbyś robić w życiu?
- Siostrzyczko, dlaczego ty zadajesz takie trudne pytania?
- Przecież ono nie jest trudne. Ja już wiem, kim chcę zostać.
- Kim?
- Lekarzem.
- Dlaczego, medycyna przecież jest bardzo trudna. – zdziwił się James.
- No niby tak, ale dobrze się uczę, poradzę sobie. Ja powiedziałam teraz ty.
- Hmm... pomyślmy, żołnierzem. Tak, żołnierz to super zawód.
- Dlaczego wszyscy chłopacy chcą zostać policjantami albo żołnierzami?
- Taki instynkt. – zaśmiał się chłopak.
- A co ma instynkt do tego?
- No wiesz, faceci chcą bronić swoich wybranek. – James parsknął śmiechem.
- Wybranek... – Amy chwyciła się za brzuch. – A to dobre, nie wyrabiam.
- Z czego się śmiejecie? – zapytał zdziwiony Thomas.
Amy chciała odpowiedzieć, ale zaczęła opętańczo chichotać trzymając się za brzuch. James także się śmiał. Tina spojrzała na nich pytająco. Uśmiechnęła się. Myślała o mężu, martwiła się o niego, ale gdy spojrzała na wesołe dzieci, wiedziała, że dobrze zrobiła zabierając je ze sobą.

Zauważyliście błędy? Piszcie. Pozdrawiam AS.

3 komentarze:

  1. Ciekawe jak rozwinie się akcja... :-) sama piszę powiedzmy opowiadanie po części z mojgo życia... :-) trzymam kciuki za dalszą wenę, bo sama wiem jakie ciężkie potrafią być początki :-) pozdrawiam ...

    OdpowiedzUsuń
  2. Mam takie pytanie ... w jakim oni sa wieku?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O ile dobrze pamiętam, bo było to już jakiś czas temu to w naszych założeniach James ma 19, Amy 16 a Thomas chyba 7\8 ale Thomasa nie jestem pewna :) Dzięki za kom:D

      Usuń