środa, 24 czerwca 2015

Warszawa!

Dzięki projektowi "Nasz świat" organizowanemu przez Fundację Bronisława Geremka miałam okazję być dwa razy w Warszawie na zjazdach, na których spotykało się dziewięć zespołów z całej Polski. Oprócz zjazdów było także 10 spotkań online. Zadaniem projektu była edukacja młodzieży w zakresie globalizacji. W Warszawie były ze mną dwie koleżanki z klasy, aby dostać się na projekt należało wypełnić ankietę. Gdy dowiedziałyśmy się, że udało się i jedziemy do Warszawy...! WOW :D Bardzo się cieszyłyśmy. W czasie trwania projektu musiałyśmy włożyć dużo pracy i czasu, żeby poznać zagadnienia związane z globalizacją, globalnym południem i północą, produktami Fair Trade itd. Nauczyłyśmy się, jak wiele znaczy dla nas drugi człowiek z którym nigdy nie będziemy mieć kontaktu, zaczęłyśmy doceniać to co mamy, bo wreszcie ktoś uświadomił nas co jest po drugiej stronie medalu. Wydaję mi się, że przez te 10 miesięcy trwania projektu nie tylko nauczyłyśmy się suchych regułek jak w szkole, ale dowiedziałyśmy się że możemy, a nawet powinnyśmy wyrazić własne zdanie na wiele tematów, nasze słowo może wiele. Poznałyśmy inne metody nauczania. Wykłady prowadził dr. Robert Łuczak (doktor nauk o Ziemi w zakresie geografii, socjologiem, stypendysta Fundacji Fulbrighta, Centre for Social Studies oraz Komisji Europejskiej i ekspert Global Development Research Group). Naszą opiekunką była pani z geografii, która pozwoliła nam przeprowadzić lekcję geografii o produktach Fair Trade. Informacją o tym bardzo zaciekawiła inne grupy z projektu. :) Podsumowując warto brać udział w projektach, bardzo polecam fundację Bronisława Geremka (fundacja), warto śledzić jakie projekty oferuje i angażować w to znajomych. Udało mi się zrobić kilka zdjęć, wstawiam, myślę, najładniejsze i pozdrawiam AS.


Z życia wzięte!

Kiedyś była sobie mała dziewczynka miała około 3-4 lata. Biegała po łące z bratem i psem. Pies był już stary miał ponad 10 lat, wychowywał się z starszym rodzeństwem dziewczynki. Nagle pies rzucił się na małą osóbkę, brat szybko go odgonił, ale było już za późno. Pies zdążył wgryźć się w skórę na wylot. To nie było pierwsze ugryzienie, ale było ono dużo bardziej niebezpieczne. Pojechano z małą dziewczynką na pogotowie, ranę zszyto z dwóch stron. Teraz ta mała pogryziona dziewczynka ma się dobrze, ma 17 lat, założyła bloga i pisze do was. :) Tak, to właśnie mnie pogryzł kiedyś pies, nasz własny pies i to nie raz, a dwa razy. Kiedy mnie zszywano obok przyjechała kolejna pogryziona dziewczynka, ponoć nie ostatnia. Lekarze mówili, że tego lata są duże upały i psy sobie nie radzą, zresztą nasza psina była już stara. Nigdy tego nie okazywałam, ale długo nie lubiłam blizny, sądziłam, że mnie oszpecała. Wszyscy mówili, że ładnie się goi. Blizna po pierwszym ugryzieniu, jest malutka też na twarzy, ale prawie nie zauważalna. Dużo czasu zajęło mi polubienie blizn. Teraz uważam, że dodają mi charakteru i oryginalności. W tym momencie nawet nie pomyślałabym, żeby je operacyjnie zatuszować czy usunąć. Nawet się nie maluje, nie przykrywam blizn. Nowo poznani ludzie często pytają mnie skąd mam blizny. Opowiadam wprost. Ludzie dopytują, a ja odpowiadam na każde pytanie. W życiu każdego człowieka są momenty, których nie pamięta do końca, ale mają na niego duży wpływ. Nie pamiętam jak bardzo bolało, ale gdy myślę o bliźnie mam w głowie jeden obraz: psa stojącego nade mną, tylko tyle. Czasami przypomina mi się lekarz zszywający moją ranę, albo droga do szpitala, czy zdejmowanie szwów. Ale dlaczego ludzie nie pamiętają wszystkiego? Dlaczego nie pamiętamy nic prawie z dzieciństwa? Pozostawiam wam te pytania bez odpowiedzi, bo szczerze nikt ich nie zna. Pozdrawiam AS.

środa, 10 czerwca 2015

Książka - rozdział 1

Dawno temu wpadłyśmy na cudowny pomysł z przyjaciółką. "Jak z motyką na słońce", to chyba odpowiednie określenie. Ale pozostało coś z naszej twórczości, może będziemy kontynuować, zobaczcie sami, oceńcie, to na prawdę ważne. Będziemy wiedzieć czy warto :D.



1.
-Zaczekaj! - krzyknęła Amy.
-Na co? Aż nas wszystkich zabije? Nie ma mowy! - odparł Thomas, przyrodni brat dziewczyny- mam już go dosyć. Nie widzisz, że on nam rujnuje życie?
-Amy, on ma rację. Wasz ojciec się nie zmieni.- powiedziała Tina.
-Jak możesz tak mówić, każdemu należy się szansa.
-Rozmawialiśmy już o tym, wyjeżdżamy! - krzyknęła Tina, tracąc cierpliwość - pakuj swoje rzeczy natychmiast!
Dziewczyna nie wiedziała co powiedzieć. Pierwszy raz słyszała, żeby jej macocha podniosła glos. Wzięła więc na ramię torebkę i zapakowała torbę podróżną do bagażnika samochodu. Jej brat James właśnie wyszedł z domu. Spojrzał pytająco na siostrę, widząc łzy w jej oczach.
-James wsiadaj już, za pół godziny musimy być na lotnisku. – krzyknęła Tina, kierując się w stronę samochodu.
-Już idę. - odpowiedział chłopak.
James siedział obok swojej siostry z tyłu samochodu. Kiedy ich macocha zatrzymała się na skrzyżowaniu, zapytał:
-Co się stało, dlaczego płakałaś?
-Po prostu nie chcę wyjeżdżać, tata nie jest taki zły. To nie jego wina, że mama umarła.
-Ale on zaczął pić.- wtrąciła się Tina.
-Może macie rację, ale czy to powód, żeby go zostawiać?
-Amy, zrozum tak będzie lepiej.- powiedział James i przytulił siostrę.
   Dziewczyna bardzo lubiła obecność brata. Gdy była młodsza, często przychodziła do jego pokoju, kiedy śniła jej się mama. Bardzo za nią tęskniła. James zawsze pozwalał jej zostawać na noc. Rankiem tato zaglądał do pokoju. Na jego twarzy pojawiał się uśmiech, gdy widział przytulone do siebie dzieci. Nie chcąc ich wcześnie budzić, przygotowywał śniadanie i wychodził do pracy.           
  Było im ciężko, mieli dosyć pieniędzy, żeby mieszkać w luksusowym domku w Chicago, jednak życie bez matki bardzo im doskwierało. Ojciec nie zastąpi matki, nie wytłumaczy wszystkiego tak jak to robi mama. Dzieci starały się pomagać, jak tylko umiały najlepiej. Osiem lat po śmierci Marty Billy poznał Tinę, rozwódkę. Amy i James bardzo szybko ją zaakceptowali. Wkrótce zamieszkali razem i wzięli skromny ślub. Tina zaszła w ciążę, dzieci bardzo ucieszyły się na wieść o dziecku. Wspólnie wybrali imię.
 Po pewnym czasie Billy wpadł w nałóg, zaczął pić, zwolniono go z pracy. Tina pracowała na całą rodzinę. Starała się pomóc mężowi, wysłała go na leczenie. Bill wrócił do pracy, jednak znów zaczął pić. Z każdym dniem małe sprzeczki przeradzały się w wielkie kłótnie, bił dzieci i żonę. W końcu Tina zdecydowała się na rozmowę z dziećmi, postanowili, że wyjadą, może to zmieni ich ojca.
*
 -Dzieci, tu macie bilety.- powiedziała Tina, wręczając im trzy koperty. – Idźcie do odprawy, ja zaraz do was dołączę. Muszę wykonać ważny telefon.
- Dzwonisz do taty? – zapytała Amy.
- Nie. Idźcie już.
Gdy Tina odwróciła się i odeszła w stronę telefonów, Amy spojrzała na brata.
- Co znowu? – zapytał James.
- Nic, ja tylko....
James zatrzymał się i przytulił siostrę.
- Zobaczysz, wszystko będzie dobrze, tata stanie na nogi i wrócimy.
- Mam taką nadzieję –Amy pociągnęła nosem.
- Nie maż się, co by powiedziały koleżanki.- James uśmiechnął się do siostry.- No chodź, Tina już wraca.
- Do kogo dzwoniłaś?- zapytał Thomas, gdy dołączyła do nich kobieta.
- Musiałam zamówić hotel dla naszej czwórki.
 - Gdzie?
- Na razie w Las Vegas.
- Las Vegas? – omal nie wykrzyknął James.
- Zatrzymamy się tam na parę dni, mam znajomych, którzy znajdą nam jakiś domek, gdzie moglibyśmy mieszkać.
- Las Vegas...- powtórzył chłopak uśmiechając się do siebie.
- Z czego się tak cieszysz, duże miasto z wielkimi kasynami, grubymi facetami z cygaro grającymi w pokera. – burknęła Amy.
- Oj przestań Amy, tam jest super.
- Może dla ciebie.
- Przestańcie się kłócić. – uspokoiła dzieci Tina.
- Przecież my się nie kłócimy. Prawda Amy? – zapytał James, klepiąc siostrę po ramieniu.
- Oczywiście, że nie, my tylko wymieniamy poglądy. – Amy uśmiechnęła się fałszywie do Tiny, spuszczając wzrok.
- I tak trzymać dzieci, chcę żeby ta podróż minęła bez żadnych sprzeczek, jasne?
- Tak jest. – zasalutował James.
- Nie wygłupiaj się, głupku.
- Jak mnie nazwałaś? – brat zmierzył siostrę wzrokiem.
- GŁUPEK! Przeliterować?
- Pożałujesz tego.
- Dzieci! – krzyknęła Tina, zwracając uwagę ludzi czekających na odprawę. – Co ja mówiłam? Żadnych sprzeczek. Ludzie patrzą.
- Przepraszam.- powiedziała Amy.– Nie moja wina, że mam takiego brata.
- Przyjmuję przeprosiny, ale to chyba nie mnie powinnaś przepraszać.
Amy niechętnie wyciągnęła rękę do brata. James uścisnął ją i wyciągnął bilet, ponieważ zbliżała się ich kolei.
- Amy? – Tina spojrzała na pasierbicę.
- Tak?
- Jak się czujesz?
- Dobrze, dziękuję. Ile potrwa lot?
- Około trzech godzin. – uśmiechnęła się Tina. – Może zdążycie się zdrzemnąć?
- Wątpię, żebym umiała zasnąć, martwię się o tatę.
- Nie przejmuj się, poradzi sobie bez nas. Musimy dać sobie czas.
- Może macie rację.
- Nie rozmawiajmy o nim, dobrze?
- Ok. James, mogę usiąść obok ciebie?
- Oczywiście siostrzyczko.
Dzieci rozsiadły się w swoich fotelach w klasie biznesowej, czekał ich krótki lot, który miał zmienić ich życie na lepsze. Były zadowolone, szczególnie James. Mógł przyglądać się zgrabnym stewardesom. Oczywiście spotykał się ze wzrokiem Tiny niezadowolonej z tego zajęcia. Amy wyglądała przez okno. Leciała samolotem tylko raz, gdy była mała. Bała się przyznać starszemu bratu, śmiałby się. Pilot przez głośnik poprosił o zapięcie pasów. Stewardesy pomagały osobom, które miały z tym kłopot. James wykorzystał sytuację.
- Przepraszam, mogłaby mi pani pomóc, nie chce się zapiąć.
- Już panu pomagam. – odpowiedziała szczupła, wysoka, stewardesa.
James uśmiechnął się zalotnie, jednak dziewczyna nie zwróciła na niego uwagi. Zapięła pas i odchodząc powiedziała:
- Po starcie, gdy będzie można odpiąć pasy, podamy napoje.
- W takim razie poproszę o kakao dla naszej trójki. – uśmiechnął się James.
- Ja poproszę wodę. – wtrąciła Tina.
Gdy stewardesa odeszła, macocha dźgnęła chłopaka pod żebrami.
- Za co? – krzyknął James.
- Myślisz, że nie widzę, jak się ślinisz na jej widok? – odpowiedziała spokojnie.
- Przesadzasz, tylko poprosiłem o pomoc, czy to źle?
- Dobrze wiesz, o co mi chodzi, robisz maślane oczy, ona jest pewnie dziesięć lat od ciebie starsza.
- Oj, daj spokój, tylko się uśmiechnąłem.
- Dobrze, dobrze. – zaśmiała się drwiąco Tina. – Amy? Dobrze się czujesz?
Amy odwróciła głowę w stronę kobiety.
- Wszystko w porządku.
- Przecież jesteś blada, lepiej trzymaj torebkę w ręce, tak na wszelki wypadek.
- Siostra, wszystko będzie dobrze, przecież nie jest to twój pierwszy lot, zobaczysz za parę godzin będziemy na miejscu.
Amy nie spodziewała się takiej reakcji brata. Wzięła do ręki torbę, przeznaczoną dla pasażerów o słabych nerwach. Spojrzała na brata. Bardzo przypominał jej ojca, był wysokim, przystojnym blondynem o niebieskich oczach. Oczy odziedziczył po mamie, miały błękitny kolor czystego morza. Zęby białe jak z reklamy pasty do zębów. Cudownie kontrastowały z czerwonymi wąskimi ustami. Siostra często naśmiewała się z jego nosa, który po złamaniu był lekko zakrzywiony. Jednak wiele koleżanek Amy podkochiwało się w nim.
 Głos pilota wyrwał dziewczynę z rozmyślań, który ogłosił, że znajdują się już na wysokości przelotowej i można odpiąć pasy. Zdziwiona tym  komunikatem dziewczyna, zastosowała się do polecenia pilota. Po chwili otrzymała kakao od stewardesy. Tym razem jednak James nawet nie uśmiechnął się dziękując za napój.
- James, co chciałbyś robić w życiu?
- Siostrzyczko, dlaczego ty zadajesz takie trudne pytania?
- Przecież ono nie jest trudne. Ja już wiem, kim chcę zostać.
- Kim?
- Lekarzem.
- Dlaczego, medycyna przecież jest bardzo trudna. – zdziwił się James.
- No niby tak, ale dobrze się uczę, poradzę sobie. Ja powiedziałam teraz ty.
- Hmm... pomyślmy, żołnierzem. Tak, żołnierz to super zawód.
- Dlaczego wszyscy chłopacy chcą zostać policjantami albo żołnierzami?
- Taki instynkt. – zaśmiał się chłopak.
- A co ma instynkt do tego?
- No wiesz, faceci chcą bronić swoich wybranek. – James parsknął śmiechem.
- Wybranek... – Amy chwyciła się za brzuch. – A to dobre, nie wyrabiam.
- Z czego się śmiejecie? – zapytał zdziwiony Thomas.
Amy chciała odpowiedzieć, ale zaczęła opętańczo chichotać trzymając się za brzuch. James także się śmiał. Tina spojrzała na nich pytająco. Uśmiechnęła się. Myślała o mężu, martwiła się o niego, ale gdy spojrzała na wesołe dzieci, wiedziała, że dobrze zrobiła zabierając je ze sobą.

Zauważyliście błędy? Piszcie. Pozdrawiam AS.

Przemyślenia #2 - Kobiety

Eh..kobiety. Zagadka od zawsze!
Ja jestem inna, według opinii niektórych moich znajomych powinnam być chłopakiem, w pełni się z tym zgadzam! Gram w piłkę nożna od małego, uwielbiam sporty walki, czasami wole popatrzeć na mecz piłki ręcznej z facetami i cieszyć się z gola niż iść na romantyczną kolację. Owszem, zauważam u mnie typowo "dziewczyńskie" zachowania, jak na przykład to że zaczęłam zakładać sukienki z własnej woli, chociaż to chyba przez fakt, że mam chłopaka :), ale tak jak faceci czasami nie rozumiem dziewczyn, a sama jakby nie było nią jestem! :D. Czy więc na prawdę kobiet nie da się zrozumieć? Myślę, że się da tylko potrzeba czasu. Każda kobieta jest inna, każda potrzebuje czegoś innego.. na przykład ja nie lubię chodzić po sklepach. TAK! Jestem dziewczyną, a w sklepie spędzam sekundy, bo tylko wchodzę, wiem czego szukam, biorę to i wychodze, niby skąd faceci mieli by o tym wiedzieć? No właśnie potrzebowaliby czasu, żeby to zauważyć. A nie które dziewczyny potrzebują godzin a i tak niczego nie kupią. Krótki schemat mojego myślenia: mówię nie - myślę nie, mówię tak - myślę tak, mówię nie wiem - myślę jak najbardziej tak, ale się nie przyznam. Wiele kobiet myśli tak samo, ale faceci słysząc od kobiety "nie" myślą, że mówi "tak", bo tak się już przyjęło. To faceci komplikują! Każdą kobietę da się "wyczaić", ale trzeba cierpliwości. Mówi się, że jesteśmy histeryczkami? Może nie które, ale taka nasza natura, otóż mamy więcej prolaktyny, hormonu, który odpowiedzialny jest między innymi za wahania nastroju. Musicie to zrozumieć koledzy! Krąży stereotyp, że do kobiety w czasie "tych dni" nie podchodzi się bez kasku i dwumetrowego kija :D. Bujda! Męczymy się, możemy mieć zły humor, fakt, ale zamiast nam pomóc, pocieszyć to zastawiacie nas sam na sam z bólem. Każda dziewczyna jest poukładana, piękna i pachnąca?! Z ostatnim może warto się zgodzić, ale wątpię, żeby każda kobieta w domu, kiedy jest sama wyglądała jak księżniczka. A..zapomniałabym! Płeć piękna prowadzi gorzej? Wcale nie, niektóre kobiety prowadzą lepiej od mężczyzn, zresztą mamy prawo prowadzić gorzej, w końcu to faceci są urodzonymi kierowcami, mają lepiej ukształtowane dane cechy potrzebne do lepszej jazdy :D. Proszę, piszcie w komentarzach z jakimi mitami, stereotypami spotkaliście się, tak nie tylko kobiety, wy mężczyźni też! Nie bójcie się wyrazić opinii na nasz temat, może kobiety myślą tak jak wy, ale nie zauważyliście! Zachęcam do dyskusji :D Jeśli komentarze będą to odpowiem na nie, wyjaśnię może kilka kwestii w kolejnym poście. Pozdrawiam AS.

poniedziałek, 8 czerwca 2015

Przemyślenia #1 - Związek na odległość

Postanowiłam prowadzić serię tzw. Przemyśleń na tematy różne i różniste :) Będę po prostu pisała co sądzę na dany temat, jaka jest moja opinia. Zaczynajmy!
Związek na odległość? Bardzo kontrowersyjna sprawa. Sama w takim związku jestem. Z chłopakiem dzieli mnie ponad 260 km, widzimy się co dwa tygodnie, ale zdarzyło się trzy a nawet miesiąc. W wakacje mój ukochany jedzie do pracy za granicę i spędzę je sama praktycznie całe. Niektórzy zapytają: jaki więc sens w byciu z kimś kogo na co dzień nie można mieć przy sobie? Szczerze? Sama zadaję sobie to pytanie codziennie. Boję się. Tak przyznaję boję się. Po trzech tygodniach rozłąki, gdy mój chłopak do mnie przyjechał, dopóki Go nie zobaczyłam miałam wrażenie jakby miał do mnie przyjechać kolega w odwiedziny. Ale po przywitaniu i wymianie pierwszych zdań znowu poczułam kogo mam przy sobie, kogoś kogo bardzo kocham. Zapytałam Go w rozmowie czy myślał o zerwaniu w ciągu tych trzech tygodni. Odpowiedział, że tak. Nie zdziwiło mnie to bo sama tak pomyślałam, ale nie da się zerwać z osobą która tak wiele dla nas znaczy. Boję się, że po dwóch miesiącach odzwyczaję się tak bardzo, że po przyjeździe nie odnowi się we mnie ta miłość, ten "pociąg" do drugiej osoby. Czy ma to w takim razie sens? Tak! Każdego ranka gdy wstaje i widzę SMS-a: "Dzień dobry, kocham Cię, miłego dnia." To choćby nie wiem jak zły dzień mnie czekał będę uśmiechnięta.Tęskni się! I to bardzo. Po trzech,czterech dniach po rozłące przestaje się o tym myśleć, ale w środku bardzo się czeka na kolejne spotkanie. Rozmawiałam z moim partnerem o tym i okazało się, że myślimy i czujemy to samo jeśli o ten temat chodzi. Tak jak związek, gdzie dwie osoby spotykają się często tak związek na odległość ma plusy i minusy. Na pewno minusem jest to, że po czasie brakuje nam tego fizycznego kontaktu, ale za to gdy się para spotka pocałunki są namiętniejsze, przytulanie to najlepsza rzecz pod słońcem i chce się celebrować każdą chwilę ze sobą, robić wszystko razem. Słyszałam o związkach, które rozpadły się, bo ludzie znudzili się sobą. W związku na odległość praktycznie nie ma mowy o tym, żeby można się było sobą znudzić. Ja gdy wiem, że mój chłopak ma przyjechać robię wszystko by ten weekend był w całości wolny, żadnych obowiązków, wyjazdów, rzeczy do zrobienia. Zdarza się, że wyłączam telefon, zresztą i tak nikt nie dzwoni :D. Odizolowujemy się w tym momencie od wszystkich i wszystkiego. Mitem jest, że partnerzy w takim związku mają ze sobą gorszy kontakt! Jest takie coś jak telefon, Skype, GG, Facebook i dużo innych sposobów na utrzymanie kontaktu. W czasie spotkania ludzie mówią sobie więcej, dzielą się sytuacjami, które miały miejsce w czasie rozłąki. Wymieniają informacje bardziej konkretnie i bardziej siebie słuchają, ba! radością jest dla nich fakt, że mogą siebie słuchać na żywo! Oczywiście milczenie razem też jest fajne można się wsłuchać w bicie serca drugiej osoby. O związkach na odległość mogła bym pisać dużo, ale gdyby ktoś chciał poznać plusy, minusy i mity na temat takich związków to posłuży się wujkiem Google, a ja chciałam to przedstawić z perspektywy osoby, która w takim związku jest i przeżywa to każdego dnia, chociaż tak na prawdę nie da się opisać codziennego zmagania się z uczuciami.
Pozdrawiam AS.